Komentarze: 0
Całe życie na walizkach, dobre podsumowanie. Miało być śmiesznie a wyszło jak zawsze. Chyba straciłam poczucie humoru. Przez to co się działo, najzwyczajniej w świecie nie radzę sobie ze sobą. Boję się ludzi, boję się świata, boję się żyć. Nie wiem jak to dalej będzie wyglądało. Niby wszystko mi wychodzi a jednak czegoś brakuje. Może dlatego zaczynam to pisać. Cały czas sie uczę, nigdy nie można mieć wszystkiego. Zaczynając od tego, że nigdy nie miałam prawdziwej rodziny. Ojciec alkoholik i matka... Niesamowicie głupia kobieta. Zapatrzona w tego skurwysyna jak w obrazek. Płakać mi się chce jako tym wszystkim myślę. Babcia, kobieta o złotym sercu, a jednak czuję się u niej jak intruz. Straciłam prawie wszystkich przyjaciół na rzecz miłości. Jeśli można tak to nazwać. To już prawie 3 lata. Zależy mi na chłopaku. Ale czy to na całe życie? Boję się, że to może się wypalić. Częściej jest źle niż dobrze. A ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Co mam zrobić? Z zewnątrz wyglądam na kogoś kogo kompletnie nic nie rusza, a jednak jakieś tam uczucia mam.
Myślałam, że ON jest tą osobą, która ma mi pomóc. Ale teraz nie jestem pewna. Czy to możliwe, że jestem skazana sama na siebie? A jeśli tak, to nie jestem pewna czy mam na to siłę. Nie chcę iść do psychologa. Znowu mi powie, to co już wiem. Że mam się zająć swoją pasją. Ale powoli dociera do mnie, że nie mam żadnej. Stałam się strasznie aspołeczna, nie lubię wychodzić do ludzi, mam wrażenie, że każdy kto na mnie spojrzy śmieje się ze mnie. Spuszczam wzrok i zamykam się w 4 ścianach. I marnuję czas. Pytanie czy warto. Mam ochotę się rozwinąć, szkoda tylko, że nie wiem jak to zrobić. Chociaż gdybym wiedziała od czego zacząć. Jeżeli był, jest, albo będzie jakiś bóg to niech sprawi żebym w końcu była szczęśliwa i spokojna.